Tirana-Poznań-Olsztyn, 28 września 2017 r.
Jarosław Rosochacki, historyk, etnograf, tłumacz przysięgły języka albańskiego, Honorowy Konsul Generalny Republiki Albanii postawił przed sobą trudny cel: zmienić zdanie Polaków o Albanii i Albańczykach.
Dlaczego trudny? Bo Polska, to duży kraj zamieszkały przez 38 milionów ludzi, z których większość o Albanii nie wiedziała nic albo prawie nic. A jeśli ktoś o Albańczykach coś słyszał, to raczej nic dobrego. Gdy w Polsce źle się działo w gospodarce, dziennikarze w gazetach ubolewali, że gorzej jest już tylko w Albanii. Niestety mieli racje, bo po drugiej wojnie światowej, Enwer Hodża zaprowadził ostrą, komunistyczną dyktaturę. Kiedy ludziom odbiera się wolność myślenia - upada gospodarka, a bieda pustoszy nie tylko umysły. W porównaniu z Albanią, w socjalistycznej Polsce aż tak źle nie było. Historia zarówno Polski jak i Albanii dowodzi, że gdy upadną doktryny , kraj odżywa, ludzie zaczynają sami sobie organizować życie. Polska zaczęła się zmieniać w latach 90. Albania również, z tym że miała bardziej pod górkę. W marcu 1991 odbyły się pierwsze demokratyczne wybory. Ale w kraju panowała wielka bieda. Nastąpił upadek gospodarki opartej na przestarzałych technologiach, panowało bezrobocie. W połowie lat 90 doszło do powstania tzw. piramid finansowych, które w 1997 r. zbankrutowały pogrążając w nędzy tysiące ludzi, co doprowadziło do krwawych starć.
Albańczycy, na przekór złemu losowi, pracowicie odbudowują swoje życie i swoich krajów. Często ponosząc wysokie koszty bycia emigrantem i zarabiania na obczyźnie , by inwestować w ojczyźnie. I o tych zmianach, z wielką pasją zaangażowaniem od lat Jarosław Rosochacki stara się informować Polaków i przekonywać ich, że Albania i Kosowo, to kraje warte poznania i polubienia. Jestem przekonany, że odkrycie w ostatnich dwóch latach przez Polaków Albanii jako miejsca , w którym warto spędzać wakacje, jest również jego dużą zasługą.
Jarka, bo szybko przeszliśmy na "ty" poznałem w 1995. Spotkałem go w Warszawie, ambasadzie Albanii, na zaproszenie nieżyjącego już ambasadora Enwera Faji. Towarzyszyła mu siostra Marika. Cieszyłem się, że mogłem porozmawiać po albańsku. Od razu zaoferował mi swoją pomoc w polskich urzędach - starałem się wówczas o uzyskanie azylu, bowiem prześladowany przez Serbów, musiałem wyjechać z Kosowa. Następnym razem spotkałem go w 1998 r. podczas warszawskiej premiery filmu ”Pułkownik Bunkier" - historii Albańczyka Muro Meto, który podczas studiów wojskowych zakochał się w polskiej studentce Annie. Jak się potem wielokrotnie przekonałem, Jarek bywa wszędzie tam, gdzie pada przymiotnik "albański".
Częściej zacząłem się z nim spotykać w 1999 r. W Kosowie trwała wojna, a Polacy przygarnęli uchodźców i rozlokowali je w kilku ośrodkach. Jako, że język polski miałem już w miarę dobrze opanowany, jeździłem do tych ośrodków pomagać rodakom. Jarek też ich bezinteresownie wspierał, między innymi przywoził książki ze swojej albańskojęzycznej biblioteki. Kosowarzy cieszyli się z tych lektur. Moi rodacy praktycznie wszyscy wrócili do ojczyzny, a książki za moim pośrednictwem zwrócili właścicielowi.
Ucieszyła mnie wiadomość, że w 2002 roku w Poznaniu, otwarty został Konsulat Honorowy Albanii, a konsulem został właśnie Jarosław Rosochacki. Najlepszy konsul jakiego Albania może mieć w Polsce. Ma bowiem dar przyciągania uwagi ponieważ mówi fascynująco, posiada olbrzymią wiedzę o Albanii i Kosowie i swoje opowieści przeplata historycznymi oraz rodzinnymi anegdotami. Dzieli się nimi zarówno podczas spotkań jak i wypraw, których zorganizował już osiemnaście ! Wyprawom patronuje Towarzystwo Polsko-Albańskie, którego jest wiceprezesem. Mają one charakter promocyjny, ani on ani TPA na tym nie zarabiają. Jarkowi zależy bowiem, żeby Polacy, o różnej zasobności kieszeni, zobaczyli na własne oczy jak wyglądają oba kraje i przekonali się, że dalekie są od stereotypowych wyobrażeń - Albanii jako biednej i pełnej dziurawych dróg, a o Kosowie niebezpiecznym państwie, w którym trwa ciągła wojna. Na pierwsze wyjazdy, na początku XXI wieku, jak wspomina, udało mu się namówić tylko rodzinę i bliskich znajomych. Z roku na rok było już lepiej. Tak zwaną pocztą pantoflowa rozchodziły się informacje, że wszystko co mówi konsul zachęcając do wyjazdu jest prawdą: Albańczycy są nadzwyczaj gościnni, otwarci i chętnie nawiązują rozmowy, co o tyle łatwe, że znają języki, starsi cieszą się ogromnym szacunkiem, pijanych się nie zobaczy, przyroda jest piękna, a zabytki liczne i ciekawe, pogoda sprzyja plażowaniu, Adriatyk i Morze Jońskie są ciepłe. Uczestnicy wypraw mają np. okazję wysłuchać o tym dlaczego słynną rakiję, którą od rana do wieczora popijają albańscy mężczyźni, należy sączyć powoli, a nie wypijać po polsku, jednym haustem i jak on sam oraz z jakim skutkiem o tym się przekonał. Przestrzega przed używaniem przez Polaków w Albanii lub Kosowie wulgaryzmów, zwłaszcza słynnej „k...y”, bo łatwo tym słowem obrazić. Już się zdarzało, że musiał interweniować i tłumaczyć Albańczykom, że Polacy wcale nie chcieli ich obrażać, a tylko używali tego słowa jak przecinka. Tak na marginesie, w tym roku, opowiadał Jarek, Albańczycy naprawiający w warsztacie auto, nie chcieli uwierzyć, że należało do Polaków, bo ci... nie klęli.
Zwiedzającym razem z Jarkiem Albanię i Kosowo łatwiej zapamiętać historię obu krajów, bo opowiada ją przytaczając losy swojej rodziny, historię małżeństwa rodziców ( mama Albanka z Elbasan, ojciec Polak). Wspomina na jakich zasadach można było odwiedzać co dwa lata rodzinę w Albanii i co opowiadał jego stryj albańskiej rodzinie po powrocie z Polski. Nie będę zdradzał treści tych opowieści, zachęcając do wybrania się na kolejne wyprawy, które jak wiem, konsul planuje. Ogłoszenia o dacie, trasie na Facebook zamieszcza m.in Towarzystwo Polsko-Albańskie i Stowarzyszenie Polsko-Kosowskie KOS-POL, najczęściej w marcu każdego roku.
Kosowo nie ma w Polsce ani ambasady ani konsulatu. Tym bardziej moja ojczyzna powinna być wdzięczna Jarosławowi Rosochackiemu za promowanie wiedzy o Kosowarach, zwyczajach, tradycji.
Dzięki wielkiemu wysiłkowi organizacyjnemu, zebrania na jednej wystawie eksponatów z Muzeum Etnograficznego Oddziału Muzeum Narodowego w Poznaniu, z Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie i Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie, współpracy znakomitych naukowców i znawców Bałkanów, w latach 2011 - 2014 prezentowana była pierwsza tego typu w Europie wystawa: „Śladami Kanunu. Kultura albańska w wieloetnicznym Kosowie”. Najpierw była pokazana w Poznaniu, potem Gdańsku i Katowicach. Eksponaty, z których część Jarek kupował za własne pieniądze podczas swoich wypraw, są o unikatowej wartości. Jako etnografa , Jarka szczególnie interesowały i interesują stroje ludowe. O tym jak udawało mu się je zdobywać, to oddzielne, pasjonujące historie, które chętnie opowiada.
Lubię, szanuję i bardzo wysoko cenię Jarosława Rosochackiego. Opisałem tutaj tylko niewielki ułamek tego, a powinien jeszcze wymienić : jego działania na rzecz współpracy gospodarczej, turystycznej, o tym że jeździ do miast i miasteczek w całej Polsce, by z pasją opowiadać o wszystkim , co albańskie. Wiedząc, że ma skalę porównawczą, zapytałem go ostatnio, co jego zdaniem najbardziej się w Albanii zmieniło. Odpowiedział, że nastąpił skok mentalności równy 100 latom. Zachowując wiele z tradycji jednocześnie Albańczycy stali się bardzo europejscy i światowi, bo ten świat zobaczyli i się do niego dostosowują. Zaskoczyło go tempo zmian, co roku następuje tyle, że są miejsca, których nie może rozpoznać. Albania nie jest już krajem mercedesów, auta wszystkich marek korkują ulice miast, po których jeszcze nie tak dawno jeżdżono tylko rowerami.
Proponuję hasło: Chcesz poznać Albanię i Kosowo? Nikt Ci ich lepiej nie pokaże niż Jarosław Rosochacki. Jestem przekonany, że gdyby napisał książkę, tak jak opowiada o Albanii i Kosowie, powstałby bestseller. Może uda się go do tego namówić?
Autor: Haxhi Dulla, tj
Tekst pochodzi z bloga Haxhiego Dully "Me syrin tim" (Moim okiem)
http://www.tokfm.pl/blogi/me-syrin-tim/2017/09/o_albanskiej_pasji_jaroslawa_rosochackiego/1