W KWESTII HONORU...

Drukuj
Warszawa, 09 kwietnia 2015 r.



 

Zbiegiem okoliczności, w odstępie kilkunastu dni, mogliśmy zobaczyć w telewizji publicznej dwie rodzime produkcje poświęcone albańskiej zemście rodowej: reportaż Tomasza Sekielskiego w cyklu „Po prostu” (2015) oraz film dokumentalny Jerzego Śladkowskiego ‘Vendetta” (1996). Prócz różnic gatunkowych dzieli te filmy 19 lat, co w historii postkomunistycznej Albanii jest całą epoką, a w historii istnienia Kanunu jedynie chwilą. Dzieli je także czas emisji: reportaż Sekielskiego trwa 40 min., film Śladkowskiego – 90 min.

 

Są też formalne podobieństwa: oba programy są dziełem profesjonalistów (dziennikarza i filmowca), bynajmniej nie specjalistów od zawiłości Kanunu. Na oba przeznaczono znaczne publiczne pieniądze. Oba odbiły się sporym echem wśród widzów. Choć każdy z innego powodu.

 

Nadarzyła się więc okazja, aby porównać dwa podejścia do tematu, dwie reżyserskie osobowości, dwa sposoby traktowania bohaterów i widzów.
Zatem porównujmy.

 

Rzetelność/Ignorancja

 

Film Śladkowskiego kręcony był długo, reżyser jeździł do Albanii kilkakrotnie, zatrudnił do współpracy wybitnego albańskiego filmowca Viktora Gjikę (1937-2009). I jak przyznał w rozmowie przed emisją, film zawdzięcza Gjice bardzo wiele. Istotnie, czuje się w tym filmie albańskość, albańskie rozumienie Kanunu. Widz, prowadzony niezauważalnie przez reżysera, zaczyna wnikać w to odwieczne prawo, regulujące życie mieszkańców gór jak pory roku. Prawo, którego surowe zasady kierują ich codziennością i działaniami. Jest w tym filmowym przekazie jakaś magia, tajemnica i smutek.

 

Ekipa Sekielskiego wpadła do Albanii jak po ogień. Jakby przyjechała na interwencję. Albo z misją śledczą. W kilka dni przemierzyła Albanię wzdłuż i wszerz. Zapuściła drona, on filmował, a oni rozprawiali się z Kanunem. U Sekielskiego wendeta obłapia swymi mackami całą Albanię, z noży zabójców kapie krew, a na cmentarzach wyrastają kolejne groby. Autor wrzucił do jednego worka zabójstwo w obronie honoru, śmierć w wyniku odwetu i w wyniku mafijnych porachunków. Honor Albańczyka – kluczowy dla zrozumienia Kanunu – w reportażu nie ma znaczenia. O tym praktycznie się nie mówi. Nieznany kraj pokazywany jest z wyższością kogoś, kto przybywa z lepszego, bardziej cywilizowanego świata, sytego i bogatego. Nie ma dociekania, miejsca na wątpliwości, refleksje. To nie jest potrzebne, ponieważ polska ekipa i tak wszystko wie. Kanun ma w jednym palcu.

 

Nieoczywistość/Oczywistość

 

Dla Śladkowskiego nic oczywistym nie jest. Film jest prowadzony tak, że nie wiemy, jak się zakończy. I istotnie, zakończenie pozostaje otwarte. Obserwujemy rozwój relacji między dwoma zwaśnionymi rodami, które podzieliła śmierć. Podążamy za negocjatorem, osobą niezwykle ważną w procesie przebaczania krwi. Film doskonale pokazuje jego rolę, a także to, że mediacje mogą trwać bardzo długo, niekiedy kilkadziesiąt lat i że mogą zakończyć się niepowodzeniem. Ale mogą też na zawsze przerwać rozlew krwi.     

 

Dla Sekielskiego wszystko jest oczywiste i proste jak drut. Oczywista jest nędza i oczywisty brud, wynikający oczywiście z Kanunu, oczywistym jest szaleństwo w oczach kobiety, no i Kanun – najbardziej jest oczywisty. Bo sprowadzony do wendety. Nie ma w reportażu miejsca na niuanse. Jest jedyny wymiar Kanunu. Krwawy. Nie ma miejsca dla negocjatora. Bo puenta może być tylko jedna – nowy grób.

 

Ludzki dramat/Nachalność

 

Tym, co najbardziej porusza u Śladkowskiego, jest dramat jednostki zmuszonej do dokonania wyboru, do podporządkowania się przeznaczeniu. To człowiek, jego strach, rozterki i cierpienie są w tym filmie najważniejsze. To film o ludzkiej godności i o jej zhańbieniu, o utracie honoru i o jego odzyskiwaniu. To film o przechodzącym z pokolenia na pokolenie fatum, film o strachu i o śmierci. Współczujemy bohaterom, rozumiemy ich rozpacz i beznadziejność sytuacji, w jaką zostali wplątani. Stają się nam oni dziwnie bliscy. Mimo różnych kultur. Bo ból jest uniwersalny. Zrozumiały. Jest w tym filmie szacunek dla drugiego człowieka, jest dyskrecja. Narrator mówi głosem zza kadru, nie wpycha się na pierwszy plan. To nie on jest tu najważniejszy.

 

U Sekielskiego nie ma miejsca dla człowieka i gamy jego uczuć bądź rozterek. Jego bohater uosabiać ma jedynie zemstę. To, co rozmówcy mówią, jest bez znaczenia, jeśli wykracza poza „wzięcie krwi”. Kamera pcha się nachalnie tam, gdzie brzydko, zatrzymuje długo na twarzy kobiety, którą wykrzywia grymas. Jakby kamerzysta się nim lubował. A kobieta mówi, że ona to może wybaczyłaby zabójcy, ale za swoich braci nie ręczy. Ale ta jej wypowiedź nie została przytoczona.

 

Widz – współodkrywca/Widz – półidiota

 

U Śladkowskiego narrator nie jest wszechwiedzący. Razem z nim stajemy się obserwatorami życia dwóch rodów, dwóch wsi. Poznajemy ich obyczaje w trakcie pogrzebu, przyglądamy się negocjacjom rozjemców, podczas których każdy gest, każde zachowanie jest istotne, określone wielowiekowym rytuałem. Dowiadujemy się o roli kobiet w rodzinie dotkniętej krwawą zemstą. Jest w „Vendetcie” szacunek dla nieznanej tradycji, jest potrzeba jej analizy, nie ma ocen, ani mierzenia własną miarą. Miarą Obcego. Jest wreszcie respekt dla widza, którego nie prowadzi się za rękę jedyną słuszną drogą, ale pozwala mu się podążać drogą własną, kierować własnym rozumem i uczuciami.

 

Pewność siebie T. Sekielskiego jest tak wielka, że mamy wrażenie, iż zanim przyjechał do Albanii, już wiedział wszystko o niej i o zemście rodowej. Skonfrontowanie na miejscu własnych wyobrażeń z rzeczywistością potrzebne mu jest na tyle, na ile pasuje do wykreowanej wizji. Mało tego, Sekielski doskonale wie, czego widz nie wie. Wie, że widzowi nie są potrzebne wątpliwości, pytania, porównania. Potrzebna mu jest tylko taka wiedza, jaką dysponuje Sekielski. Czyli zerowa. Podsuwa więc widzowi horror, podsuwa wartościujące sądy. Odbiorca bowiem samodzielnie myśleć nie potrafi.

 

Artyzm/Kicz

 

U Śladkowskiego pierwsza scena z koniem galopującym w tumanach kurzu, zapada w pamięć. Jest po prostu piękna. Podobnie jak północna Albania – góry i pola uprawne, domostwa i owce, i słońce, słońce, słońce – przekleństwo i radość. Z tego filmu emanuje wiara w człowieczeństwo, choć traktuje on o zemście. Emanuje ciepło, choć mówi on o śmierci. Jest w nim wreszcie harmonia, bo w zgodzie z naturą, powoli i leniwie toczy się tamtejsze życie. I w sposób paradoksalnie tragiczny, także w zgodzie z Kanunem. Jest to film bardzo poetycki, chwytający czas, którego już może nie ma. W 1996 roku Jerzy Śladkowski wraz z producentem Stanisławem Krzemińskim otrzymali za niego Europejską Nagrodę Filmową ‘Felix’ za wkład w rozwój europejskiego filmu dokumentalnego. Wiemy teraz dlaczego.

 

W reportażu Sekielskiego nie ma galopującego konia, zamiast niego sunie dron. On hurtowo załatwia i panoramę okolicy, i podkręca dynamikę, i samego Prowadzącego. Ten program w ogóle jest jakiś histeryczny, rozedrgany, wykrzyczany. Trudno znieść i zrozumieć taką stylistykę. Ale jeszcze trudniej przywyknąć do narzucania przez Sekielskiego lipnej wiedzy jako prawdy objawionej. Nawet opis tego reportażu w wiosennej ramówce TVP jest dyletancki:

 

"Jednym z najdynamiczniej rozwijających się krajów, a jednocześnie jednym z najmniej znanych w Europie jest Albania. Równoicześnie to właśnie tam ciągle dochodzi do średniowiecznych praktyk zwanych „krwawą zemstą”. Polega ona na tym, że zwaśniony rody, aby zawrzeć pokój, muszą poświęcić najmłodszego potomka." [Sic! Pisownia oryginalna, dh]1) 

 

Reportaż Sekielskiego jest przykładem tego, że efekciarstwo rodem z TVN-u zakotwiczyło w telewizji publicznej na dobre. TVP przestało już zależeć na rzetelności i obiektywizmie. Teraz najważniejsza jest oglądalność, a tę zwiększyć można, serwując widzom „seks, krew i konsumpcję”, jak pisze bloger Kamil Karczewski w swojej bardzo profesjonalnej analizie tanich sztuczek specjalistów od inforozrywki.2)

 

W rezultacie otrzymaliśmy tandetny pseudodokument za duże (nasze) pieniądze o bardzo istotnym problemie współczesnej Albanii. Niby-reportaż, który miast przedstawiać wiarygodne informacje, mocno rani Albańczyków tendencyjnością i protekcjonalnością, a u polskich odbiorców wywołuje rozdwojenie jaźni, bowiem co innego widzieli na miejscu, w Albanii, a co innego imputuje jej Sekielski.

 

*   *  *

 

Albańska krwawa zemsta czy zaprzysiężone dziewice od dawna intrygowały cudzoziemców niezwykłością i tajemnicą. Od dawna powstawały i w dalszym ciągu powstawać będą na ten temat rozprawy naukowe, artykuły publicystyczne, książki i filmy. W różnych językach. Sami Albańczycy zresztą chętnie przenoszą te treści do własnej literatury pięknej czy kinematografii, licząc często na komercyjny sukces za granicą, bowiem egzotyka dobrze się sprzedaje, podobnie jak do niedawna bunkry.

 

Każdy, filmowiec czy turysta, po swojemu odkrywa i odbiera kraj, w którym się znalazł. Wieloaspektowość, wielokolorowość opinii jest czymś naturalnym. Jest niezbędna. Także kontrowersje, także krytyka. Lakierowanie rzeczywistości przerabialiśmy i my, i Albańczycy, w minionej epoce. Nie chodzi również o tanią bądź egzaltowaną propagandę, o pokazywanie Albanii jako krainy mlekiem i miodem płynącej. Każde przegięcie jest sztuczne.

 

Chodzi o sensowne filmy i publikacje krytyczne, które ukazują niezrozumiałe dla nas zjawiska czy zwyczaje w szerszym – historyczno-kulturowym kontekście.  Tego w programie Sekielskiego nie uświadczyliśmy. Było natomiast epatowanie strachem, brudem, krwawą łaźnią. Otrzymaliśmy infothriller (określenie K. Karczewskiego), który wielu oburzył, wręcz zaszokował.

W tym kontekście przytoczę wypowiedź Izabeli Nowek-Tomczyk, tłumaczki z języka albańskiego, która znalazła się w ekipie Sekielskiego:

 

"[…] zaczęłam odpuszczać w temacie pokazywania Albanii tylko w pozytywnym świetle. A jeszcze dodatkowo jak wzięłam udział w takim przedsięwzięciu, które zmienia perspektywę. Najważniejsza stała się dyskusja, szum w okół Albanii. Już od jakiegoś czasu widzę to, że wizerunek Albanii powoli, ale sukcesywnie się zmienia i kolejny program o "zemście krwi" jej nie zaszkodzi […]" [pisownia oryginalna, dh]3)

 

Wbrew pozorom dyskusja wokół reportażu nie dotyczyła Albanii. Dyskusja dotyczyła manipulanckich metod zastosowanych przez T. Sekielskiego w celu zwiększenia oglądalności programu, kosztem Albanii. Prowadzący pojechał do tego kraju (podobnie jak wcześniej do Bułgarii) z gotowcem-stereotypem, który zestawił na miejscu z tym, co mu do niego pasowało. I tę prymitywną, rozmijającą się z rzeczywistością, wręcz obraźliwą wizję Albanii, zaserwował widzom, którzy zareagowali spontanicznie, dając upust swojemu zaskoczeniu i irytacji.

 

I wbrew temu, co się I. Nowek-Tomczyk wydaje, rzecz bynajmniej nie polega na „szumie wokół Albanii”. To nie shołbiznes, gdzie nie jest ważne, co się mówi, tylko ważne, żeby się mówiło, żeby po raz kolejny przylgnąć „do ścianki”. Nie o taki rozgłos chodzi. W poważnym reportażu w publicznej telewizji, ważne jest CO i JAK się mówi (nie mylić z cenzurą). Rzetelność i obiektywizm powinny być podstawą każdego tekstu i filmu. Filmowi Śladkowskiego nie można zarzucić braku wiarygodności, chęci zrozumienia albańskiej zemsty rodowej czy braku kulturowego i historycznego kontekstu.

 

W przypadku „Vendetty” mamy do czynienia z dziełem wybitnym. W przypadku Albanii w „Po prostu” – z dziełem nieuczciwym, krzywdzącym Albanię i Albańczyków. A na nieuczciwość przyzwolenia nie ma. Tak w życiu prywatnym, jak i publicznym/medialnym. A w każdym razie nie powinno być.

 

Na zakończenie zacytuję list internauty Aleksa, jak można się domyślać Albańczyka, napisany po emisji programu Sekielskiego:

 

"Po oglądaniu tego programu który zostawił we mnie dużo smutek i złość że na potrzebę oglądalności programu ktoś robi thriller z nieszczęścia losu tych rodzin i przedstawią mój kraj w taki świetle gdzie też niektóre informacje były nie zgodnie z zasadą KANUNU oraz nie prawdziwe, nie wjem czy to problem tłumacza czy brak wjedze, czy to w sposób oby podnieść ocene THriller-u. Cieszy mi to i zarazem dziękuję temu co zauważył tendencję prowadzącemu i napisal tutaj krytycznie i niezgodność informacji o Albanii." [pisownia oryginalna, dh]. 4)

 

*   *   *

Reporter (mówimy tu o tym konkretnym, telewizyjnym) musi być uczciwy w stosunku do ludzi, których czyni swoimi bohaterami, a także w stosunku do odbiorców, za których pieniądze program robi i którzy jego dzieło oceniają. Widz zawsze ma wybór: może wyłączyć telewizor. Jednak żerowanie na cudzym nieszczęściu i biedzie, przekazywanie półprawd i tendencyjnych ocen tylko po to żeby, wywołując medialny szum, podkręcić oglądalność, albo wylansować własną osobę, jest nieetyczne. Jest niegodziwością.

 

*   *   *

Rzecz była o honorze…


 Przypisy:

[1] http://www.press.pl/komunikatyprasowe/pokaz/96,Wiosna-2015-w-TVP-1

[2] http://kierunekbalkany.pl/2015/03/31/infothriller-o-albanii-za-twoje-pieniadze/

[3] https://www.facebook.com/pages/Moja-Albania/378508298955306?fref=ts

[4] http://kierunekbalkany.pl/2015/03/31/infothriller-o-albanii-za-twoje-pieniadze/

 

 

 

Dorota Horodyska

Prezes Towarzystwa Polsko-Albańskiego

kwiecień 2015

 

Z ostatniej chwili. Pod rozwagę:  Japonia jak Albania.

 

W „Gazecie Wyborczej” z 09 kwietnia 2015 r. ukazał się artykuł Bartka Przybyszewskiego o programie Agnieszki Szulim (TVN) o Japonii. Tytuł artykułu: „Agnieszka Szulim pokazuje Japonię jako kraj dziwactw i zboczeń. Japończycy: My tacy nie jesteśmy.”

Reportaż wyemitowany został w Święta, zdobył rekordową oglądalność. Oburzają się Japończycy, znawcy i miłośnicy Japonii.


Link:

http://m.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,117915,17721627,Agnieszka_Szulim_pokazuje_Japonie_jako_kraj_dziwactw.html

 

 

 

Our website is protected by DMC Firewall!